piątek, 20 czerwca 2014

Elighte

Na miejscu zajęliśmy miejsce doradców, po lewej stronie wodza. Kiedy wokół ogniska zebrali się wszyscy mieszkańcy Miroggo wstał i przemówił.
-Dziś zebraliśmy się tu między innymi żeby przejść przez ceremonię przygotowaną dla Elighte, młodszego brata naszego szamana. Od dziś i on będzie wytwarzał dla nas broń. Po za tym mamy dla wa wiadomość i musimy omówić obronę wyspy. Elighte powstań.
   W tym momencie z tłumu wyszedł wysoki na dwa i pół metra mężczyzna, podszedł ucałował ręce  Elizabeth i Miry i klęknął przed Miroggiem.
-Twoim pierwszym zadaniem będzie zrobienie Kamieni Elothus.
-Czego panie.- Zapytał przyszły szaman.
-Kamienia, który będzie dolny wytworzyć eliksir umożliwiający każdemu Abjectianowi i Abjectiance użycie mocy Rex Elementarum.
- Tak panie, zrobię to. -Mężczyzna wstał, podszedł do potoku wyjął gładki krzemień leżący przy brzegu i szybko wrócił.
-Miroggo, Jahri podejdźcie do mnie. -Poprosił.
-Chwytajcie z ten kamień i powtórzcie po mnie. - Wydał polecenie.
-Rex Elementarum daje tobie, byś budził go w innej osobie. - Powtórzyli. A żeby nie być łatwowiernym kazali mu szybko zrobić eliksir i na sobie zaprezentować jego działanie.
Mężczyzna chwycił kamień położył na ziemi, z krzesiwa zrzucił na nie kilka iskier i na żarzącym się kamieniu ustawił kocioł pełny wody, wrzucił do niej liście insulskiej mięty i wilcze jagody. Po chwili w kociołku zabulgotało a wywar zmieniał  kolory raz był czerwony, potem niebieski,później brązowy a na końcu przezroczysty.
-Jest gotowy, on musi zmieniać kolory. -Powiedział szaman, po czym wypił eliksir.
Stał przez chwile, by po kilku sekundach rozpalić w okuł siebie spirale ognia i skoczyć razem z nią 15 metrów w górę.
-Brawa dla naszego nowego szamana. -Zakomunikował Miroggo. -Ile ten wywar działa? -Zapytał.
-Przez dwie godziny.
-A teraz nasza wiadomość. Ja i Elizabeth będziemy mieli syna.- W tłumie wybuchły oklaski.
-Ale  wrócimy do tego po ognisku. Teraz obrona, dorośli samce mają ćwiczyć walkę swoją bronią, ja i Jahri będziemy prowadzić treningi dla młodych z wykorzystaniem nowego eliksiru. Karolina z Mirą oswoją trochę smoków. Wybrani do tego młodzieńcy będą uczyć się również latania na tych smokach  i każdy z nich dostanie własnego. Kobiety mają pomagać szamanom oraz doprowadzić broń do stanu używalności, dziękuje to wszystko.

Ognisko dobiegło końca i wszyscy zaczęliśmy gratulować Miroggowi i Elizabeth. 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Sierp i łuk

 Od przybycia Miry minął tydzień. W tym czasie dużo się zmieniło, wzmocniliśmy ochronę, naostrzyli wszystkie topory, podkręcili intensywność treningów.

Był piątek, a Miroggo miał się spotkać z Elizabeth, która tego dnia miała opuścić schron wojenny. Umówi się o 17 obok ich domku i o tej porze Miroggo tam był, na żonę czekał półgodziny, a gdy ta tylko zobaczyła go rzuciła mu się na szyje. Cały czas uśmiechając się szepnęła mu do ucha:
-Mam dobrą wiadomość skarbie.
-Tak, jaką? -Spytał wiedząc co za chwile może usłyszeć.
-Kochanie jestem w ciąży. To 8 miesiąc. - Powiedziała zalotnie przygryzając mu ucho.
-To bardzo dobra wiadomość. - Miroggo ucieszył się i chciał jak najszybciej obwieścić to mieszkańcom wyspy. Lecz mogli to zrobić dopiero wieczorem.

W tym czasie ja udałem się do Szamana. Już od kilku miesięcy bowiem zastanawiałem się nad zmianą broni, tego dnia stwierdziłem że jest to idealna okazja. Z całej siły zapukałem do drzwi, które od razu otworzył szaman a ja zdziwiony zapytałem - Skąd wiedziałeś że tu będę?
Zamiast odpowiedzi na pytanie usłyszałem tylko zaproszenie do środka. Kiedy wszedłem do pokoju z bronią od razu domyśliłem się odpowiedzi. Na krześle pod ścianą siedziała Mira, ie spodziewałem się jej tu, ale że od początku mi się podobała uśmiechnąłem się do niej i zalotnie puściłem oczko a ona odwzajemniła to szerokim uśmiechem. Kiedy szaman przyniósł mi zakrytą jedwabiem broń przestraszyłem się że to jakiś nóż a liczyłem raczej na jakieś ciekawsze narzędzie. Po chwili mojego zwątpienia  Mira wstała i delikatnie podnosząc jedwab szepnęła mi na ucho że wie że mi się spodoba. Na tacy leżały dwa sierpy, łuk i strzały.
-Te sierpy zrobiłem specjalnie dla Ciebie, po tym jak Mira przepowiedziała mi że mnie odwiedzisz w poszukiwaniu nowej broni są wykonane z tej samej stali co twoje topory, które też możesz zachować. Łuk Stworzyłem specjalnie na prośbę Miry, która chciałaby nauczyć Cię z niego strzelać, jest tak zrobiony że możecie go użyć tylko ty, Mira i Miroggo, ponieważ jego rękojeść płonie gdy ktoś jej dotknie i tylko wasza trójka może uspokoić ten żywioł. W tym momencie lekko zbliżyłem się do Miry i szepnąłem jej podziękowania na ucho, łapiąc ją za rękę, którą ona na początku odsunęła. podziękował szamanowi i razem z Mirą ruszyliśmy na wieczorne ognisko Abjectian, dalej trzymając się za ręce.

środa, 4 czerwca 2014

Regina Igni

 Miroggo przesiedział całą noc. Kiedy ja z resztą poddanych, skończyliśmy świętować nasz wódz miał zamknięte oczy i mówił coś pod nosem. Zazwyczaj wyglądał tak jak wyczuwał czyjeś przybycie.
-Idzie tu, słyszę ją, to ta co jej rodzice opuścili wyspę w poszukiwaniach śladów Abjectio. Na imię jej Mira. A widzi więcej niż nawet my. - Z ust Mirogga wydarły się słowa. A już po chwili do pokoju w którym siedzieliśmy weszła, samica z czarną sierścią, uszami zakończonymi na biało i strasznie wyglądającymi białymi tęczówkami oczu. Rozejrzała się, i przyjęła postać młodej dziewczyny, na oko14-latki.
- Jestem Mira, 30 lat temu moi rodzice wyruszyli w świat by szukać śladów Abjectio, ja wracam by powiedzieć wam o czymś co wiem tylko ja.
- My wiemy wszystko o tej wyspie. -Zaczęli protestować Abjectianie.
- Ona wie więcej. - Upewnił nas Miroggo.
-Dziękuje, tak ja widz przyszłość i przeszłość, potrafię kierować ogniem i jako jedyna Abjectianka zamiast toporów posługuję się łukiem, topory też mam ale rzadko je wykorzystuje.A więc Crucer i Demens mieli syna, który był tak samo rządny władzy i okrutny jak oni. Lecz wiedzieli jak skończy się ta bitwa, dlatego posłali go w przyszłość by 3 pełnie po bitwie mógł zaatakować wioskę. Zjawił się tu dokładnie dzisiejszej nocy i ukrywa się w lasach, ma ze sobą armię miliona żołnierzy z różnych czasów, bo jako jedyny Abjectanin potrafi podróżować w czasie. Jest więc od nas silniejszy. Widziałam jak za cztery pełnie wioska płonie a jej zgliszcza zajmuje Zurgo wraz z sobie poddanymi Abjectianami różnych czasów.- Nie wiem czemu ale ludzie od razu uwierzyli w jej słowa.

- Tak więc szykujmy się do kolejnej bitwy. - Powiedział Miroggo.
Od tamtej pory szkolenia z walk były częstsze i ostrzejsze. A Mira zamieszkała na wyspie i została  przyjaciółką Wodza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~
Dla Abjectianów- nie bądźcie obojętni dajcie komentarz.

sobota, 3 maja 2014

Bitwa

 Biegliśmy na przeciw wrogiej armii. Ja na czele żywiołów, Miroggo dowodził mieszkańcami wyspy a Karolina duszami zmarłych. Będąc już blisko wojsk Crucera, postanowiłem zdradzić Miroggowi pewną tajemnicę.
- Miroggo muszę ci szybko coś powiedzieć -.Krzyknąłem do biegnącego obok wodza.
-Szybko!.
- Crucera możemy zabić tylko my dwaj! To ja spaliłem go podczas pierwszej wojny, i tylko ktoś równy mi może go zniszczyć. Prze ze mnie ma postać dymu, jego dusza przejęła dym jako ciało. I teraz żeby go zabić musimy poczekać aż przejmie czyjeś ciało, ale.. - Poczułem ucisk w gardle.
-Ale? mów szybko!
-Ale kiedy zabijemy go w tym ciele, on zginie na zawsze, ale osoba której jest to ciało także umrze.
- Wiedziałem że nie może być tak łatwo. - Podsumował Miroggo.
 -Dokładnie, dobra walczmy.

- Do boju!!- Krzyknąłem. W tym momencie, żywioły, które przybrały ludzkie kształty okrążyły armię Crucera, wkoło ludzi służących Crocerowi rozżarzył się ogień, za płomieniami szalały postacie stworzone z powietrza, w następnej warstwie wyrosły wały ziemi a na samym końcu stanęła wysoka fala wody. Mimo tego że w środku byli tylko zwykli ludzie, nie posiadający żadnych magicznych zdolności, całą fortecę żywiołów otoczyli uzbrojeni w topory mieszkańcy wyspy, którzy przyjęli swoje wilcze postacie.

W czasie gdy jaz Miroggiem zajęliśmy się armią Crucera Karolina już dawno ścigała Demens. Biały dym uciekając nie miał szczęścia, żona Crucera bowiem udała się nad cmentarzysko a właśnie tam duchy, którymi dowodziła Karolina. miały największą siłę. Karolina niewerbalnie porozumiewała się z nimi. W chwili, gdy Demens była koło jaskini duchy, duchy już dawno wiedziały co mają robić. Podleciały do niej a ona wystraszona zaczęła się cofać, po krótkiej chwili była już w jaskini. Karolina, która do tej pory oglądała wszystko z ziemi teraz z pomocą duchów znalazła się obok białego dymu z którego wystawała rozwścieczona twarz. Ubrana w glany dziewczyna wyjęła z kieszeni Kamień Carcerem, wypowiedziała kilka słów: "animam longo poenae mali". Zaraz po wypowiedzeniu słów kamień zrobił się zielony Demens wykrzywiła się z wrzaskiem i została wciągnięta do jego wnętrza.

 Karolina uniosła kamień w górę i rzuciła go w przepaść a ten uderzając o dno przepaści rozbił się uwalniając z siebie głuchy krzyk, Demnes odeszła na zawsze. W tym czasie Crucer bezradnie starał się rozedrzeć ochronę żywiołów.
-Bierz mnie. -Miroggo nie wiele myśląc wybiegł na środek, przyjmując ludzką postać.
W ciągu kilku sekund czarny dym przeleciał przez jego ciało opanowując je.W jego głowie teraz kłębiły się myśli ich obu.
-Jak dobrze bd znów przyjąć wilczą postać,tysiąc lat tego nie robiłem.
-Nie pozwolę ci! -Resztką sił Miroggo sprzeciwił się ciału słuchającemu  Crucera i sięgnął po topór, którym z całej siły dźgnął się w serce.
Ciało Miroggo przyjęło wilczą postać, a z pyska dało się słyszeć głośne "nieee" i ostatnie tchnienie. Crucer i Miroggo umarli razem. Ludzie którzy służyli Crucerowi rzucili broń i w pojednawczym geście podali ręce.

To był koniec bitwy, wygraliśmy. 

Wieczorem, wszyscy spotkaliśmy się u szamana u którego spoczywało ciało Mirogga. Staliśmy w ciszy i tylko szaman śpiewał coś pod nosem, dotknął rękojeści topora wodza, potem sięgnął po jego dłoń, chwycił ją mocno za topór i go wyciągnął. W tej chwili Miroggo usiadł.
-Tak on żyje. -Krzyknąłem. -Jak to możliwe.
-Te topory mają wielką moc, ale nie mogą zabić właściciela najwyżej go zranią.Lecz właściciel będzie martwy do puki jego ręka nie wyciągnie topora z ran. - Wyjaśnił szaman.

 Wtedy wszyscy jeszcze bardziej cieszyli się odniesionym zwycięstwem, świętowaliśmy całą noc.

niedziela, 9 marca 2014

Plany Crucera i Demens

 Wyspa jest teraz naprawdę dobrze chroniona. Po naszej stronie stoją nie tylko mieszkańcy wyspy i duchy naszych przodków, ale także armia żywiołów ze mną na czele. Niestety to, co potrafił Crucer mogło być od nas silniejsze, szczególnie biorąc pod uwagę, że miał on swoją asystentkę tak mocną jak on, która była także jego żoną i przyjmowała ona postać białego dymu. A na imię jej Demens.

  Dziś od samego rana na wyspie rozstawione były patrole, które miały na celu nasłuchiwanie, zapamiętywanie rozmów Crucera i Demens i w razie potrzeby alarmowanie nas.
Na szczęście tylko jeden z nich miał okazję się wykazać.

  Nad głowami członków tego patrolu od świtu unosił się biały dym, była to dość niepokojąca sytuacja, więc na wartę wystawiali co chwilę kogoś innego tak, by nie przegapić nic ważnego i nie zawieść Mirogga.  Około południa obok Demens pojawiła się obok Crucera. Dopiero teraz nasz patrol mógł zobaczyć jej twarz. Była to niewysoka szatynka z długimi włosami, jej oczy przeszklone były okularami. W momencie kiedy Crucer przybył, twarze obu szybujących pod niebem postaci były widoczne. I trwało to do końca namiętnego pocałunku trwającego dosyć długo, jak na dwie postacie lecące w powietrzu. Widać było, że Crucer kocha żonę. W chwile po tym ich twarze z powrotem znikły. A z góry dobiegły szepty.
- Musimy coś wymyślić, nie możemy tak wisieć nad wyspą wieczność. - Usłyszeli męski głos.
-Podejmij męską decyzje i działaj. - Odparła znudzonym tonem Demens. Miała dość zaspakajania rozbuchanego ego Crucera.
-No jak chcesz, tylko później mi nie marudź jak stara panna.- Powiedział.  
Demens popatrzyła na niego myśląc o jego ego i odleciała gdzieś.

  Do wieczoru nic się nie działo, dopiero o późnych godzinach, w chmurach nad głowami tego patrolu pojawiły się znane już im postacie.
-Jutro o świcie musimy zaatakować, to ostateczna decyzja. Zwołuj naszych sługów. I jutro mają się stawić. Nikt z Abjectian ma nie przeżyć, a głównym celem jest zdobycie klejnotu, który trzyma tą wyspę w powietrzu. - Crucer przekazał Demens decyzję, jaką podjął.
-Tak jest.- Odpowiedziała mu z zadowoleniem w głosie.
  Nasi żołnierze od razu pobiegli do mnie, jako że byłem dowódcą wojsk. A ja z tą informacją udałem się do wodza, żeby on też mógł naszykować swoich podopiecznych, czyli żywioły. Miroggo poinformował Karolinę, która od razu postawiła swoje szeregi duchów w stan gotowości.

Rano wszyscy, jak jeden, stanęli nad brzegiem wyspy, gotowi oddać życie za wyspę. Każdy w specjalnym stroju, takim w jakim ja trenowałem z Miroggiem. Mieszkańcy wyspy, którymi dowodziłem trzymali w rękach topory, żywioły przybrały kształty ludzi, a duchy schowały się pod pokrywą ziemi.
 Gdy na przeciw nam stanęły wojska Crucera, Miroggo podjął decyzję, że to my mamy pierwsi zaatakować, a ja z całej siły swoich płuc dmuchnąłem w róg, by dać sygnał o początku walki.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuje Monice za pomoc z ogarnięciem postaci Demens. Demens w świecie Mirogga jest Moniką 
I dedykacja dla Kacpra, który w świecie Mirogga został Crucerem.
 

 

wtorek, 4 lutego 2014

Karolina z pomocą ;P

 Tym razem podróż nie była długa. Miroggo cieszył się bowiem z faktu, że potrafi się teleportować, więc w ciągu kilku sekund stał już pod domem Karoliny. Zapukał lekko w drzwi i czekał. Po chwili otworzyła mu wysoka, ruda dziewczyna w glanach.
-O, cześć, właśnie skończyłam się szykować.
-To gdzieś wychodzisz?- Spytał przestraszony myśląc, że nie może liczyć już na jej pomoc.
-Chcieliście pomocy, tak? Dostałam wiadomość... - Dziewczyna zmarszczyła brwi myśląc, że przez przypadek się pomyliła.
-Tak, a kto już zdążył ci donieść?
-Jahri przesłał mi wiadomość za pomocą wiatru. - Wyjaśniła.
-A to spryciarz, masz już jakiś pomysł? -Zapytał.
-Wiesz, muszę Ci coś wyznać. Jestem nekromantką. W tej chwili moja moc jest na poziomie wyższym niż zwykle, bo zbliża się zaćmienie słońca tego samego dnia co pełnia księżyca. Zdarza się to raz na kilkaset lat i wtedy moce nekromantów wzrastają. Dzieje się tak przez różne mechanizmy, ale nie wiem jakie, bo mi się przysnęło na lekcji. - Karolina na chwilę przycichła, jakby zastanawiając się nad czymś. - Myślę, że dałabym radę poprosić duchy aby wam pomogły, tylko że nie mam pewności.
-Jesteś chyba jedyną osobą jaką znam, która potrafiłaby to zrobić. Więc musiałabyś też nimi dowodzić.
-Oh, to oczywiste. Najtrudniejszą częścią jest nawiązanie z nimi kontaktu, później będzie łatwo.
-Dobrze, dziękuje Ci. Traficie na wyspę? - Zapytał, po czym nie czekając na odpowiedź potarł dłońmi o siebie, a w powstały, przy tym, płomień dmuchnął  ożywiając go. -Pokażesz Karolinie drogę na wyspę w razie potrzeby wezwiesz mnie.- Szepnął do fikuśnego płomienia, który teraz lewitował.
- Witaj Karolino.- Płomień rozwarł się lekko, a z powstałej dziury wyszły słowa.
-Eeee, cześć? - Dziewczyna zaskoczona otworzyła szeroko oczy. - Ej, ej jak ja mam tam trafić? A poza tym przywołam ich dopiero tam, na wyspie. Przypuszczam, że dusze twoich przodków są silniejsze niż ludzi. Potrzebuję tylko cichego miejsca w okolicach miejsca, gdzie grzebiecie zmarłych. - Karolina nadal patrzyła na ogień z lekką podejrzliwością. Zamknęła w końcu za sobą drzwi i zeszli ze schodów.
-Hm. Idź za Vizo, to twój przewodnik. Pokaże Ci drogę, a gdy będzie taka potrzeba, wezwie mnie. Ja muszę jak najszybciej być na wyspie, więc się tam teleportuje.-Odpowiedział. Po chwili zakręcił się w miejscu i znikł.


-No dobra, komu w drogę temu trampki. - Karolina spojrzała na duszka. - Vizo tak? - Nie czekając na potwierdzenie, ruszyła przed siebie. - Czy będziesz miał coś przeciw temu, że najpierw pójdziemy do lasu? Muszę znaleźć transport. Właściwie to gdzie jest ta wyspa?
-Za dużo mówisz. Zobaczysz. - Duszek popłynął w powietrzu za dziewczyną, która minęła swój dom i zaczęła iść w stronę lasu.
-Muszę wiedzieć, gdzie to jest, z racji tego, że nie wiem ile mam wziąć prowiantu i długość podróży zależy od tego, na czym chcę jechać.
-Ech, Ocean Spokojny. - Duszek w końcu się poddał, widząc, że dziewczyna nie da mu spokoju.
Ta kiwnęła głową, przygotowując sobie w myślach plan na całą podróż. Doszła do wniosku, że Do granicy oceanu z lądem poleci na hipogryfie, a później zobaczy. Droga do lasu zajęła im około 15 minut, gdy już byli na miejscu ich oczom ukazała się zagroda, niewidzialna dla niemagicznych ludzi lub istot. Karolina nie odzywając się do duszka znalazła najbardziej wytrzymałego zwierzaka i go osiodłała. Zajęło jej to trochę, ale w końcu się udało.
-Tylko nie leć za blisko, bo możesz mu podpalić pióra. - Mruknęła do duszka i wzniosła się w powietrze. - Hardkopiór, zawróć. Ale nie do lasu! Do mojego domu. - Dziewczyna przypomniała sobie o tym, że nie wzięła nic oprócz hipogryfa.
-Słuchaj, masz dwa dni aby tam dotrzeć, z tego co widzę na razie mnie nie potrzebujesz, więc pozwól, że zniknę. Kiedy będziesz mnie potrzebować to ja to wyczuję, będę w pobliżu, nie martw się. - Duszek był bardziej rozbawiony niż zirytowany, ale trochę nie nadążał za Hardkopiórem. - Radzę Ci się pospieszyć, bo z tego co widzę trochę Ci to zajmie.
Hipogryf wylądował lekko na ziemi.
-Dobra, no to do zobaczenia jutro - Uśmiechnęła się do Vizo i spojrzała na niego w momencie, gdy znikał.
Zostawiła Hardkopióra przed domem, a sama weszła, aby spakować w plecak wszystko, co będzie jej potrzebne. Przez następne 20 biegała po domu jak opętana zbierając te rzeczy. Gdy miała już wszystko, zaczynając od latarki, kończąc na kastecie, wyruszyła w drogę. Hardkopiór był wyjątkowo spokojny i posłuszny. Robili przystanki mniej więcej co 2 godziny, aby się posilić i żeby hipogryf zregenerował siły. Podróż nad brzeg oceanu przebiegła nawet spokojnie i  bez większych problemów. Lecieli na chybił trafił, więc Karolinie pozostało czekać do rana, bo już zmierzchało i musiała odesłać Hardkopióra do domu. Zadecydowała jednak, że zostanie on z nią aż do momentu, gdy pojawi się Vizo.
-Ech, widzisz Hardkopiór jakie jest ciężkie życie nekromanty? - Mówiła do hipogryfa, głaszcząc go po dziobie i patrząc rozmarzonym wzrokiem na zachód słońca. - Ledwo wrócisz z jakiejś wyprawy, a już cię ciągną na drugi koniec świata... - Urwała.
Gdy słońce zaszło za horyzont Karolina znalazła sobie jakąś ruderę żeby się przespać. Nakarmiła też Hardkopióra, bo zapowiadało się, że zostanie z nią na noc.

Następnego dnia rano Karolina wstała dosyć późno, co było dosyć dziwne, ponieważ pomieszczenie, w którym była nie miało dachu i było całe oświetlone. Rozejrzała się zaspanym wzrokiem, zastanawiając, co ona właściwie tam robi. Zlustrowała wzrokiem przewrócone krzesło i próbowała wstać. W momencie, gdy spojrzała lekko w prawo i aż wrzasnęła z przerażenia. Zapomniała całkowicie, że przyleciała tu na hipogryfie i widok Hardkopióra wzbudził w niej szok. Zwierzak poruszył się niespokojnie i parsknął. Karolina już powoli się uspakajała i zaczęła zbierać swoje rzeczy, gdy za plecami usłyszała chrząknięcie.
-Hardkopiór, co ty? Nie dość, że mnie straszysz, to jeszcze gadać zaczniesz?
-Nie jestem jakimś obleśnym zwierzakiem.
Po tym zdaniu dziewczyna aż sobie usiadła. Wiedziała, że Vizo ma ją znaleźć, ale nie sądziła, że przybędzie tak nieoczekiwanie. To była ostatnia rzecz, jaka ją tego dnia przestraszyła. Później poszło zadziwiająco łatwo. Duszek dopiero teraz ją uświadomił, że może się z nim teleportować. Więc zabrawszy wszystkie rzeczy i odesławszy Hardkopióra do domu, hipogryfy miały świetny zmysł orientacji w terenie, teleportowali się  na wyspę. Karolina poprosiła Vizo, aby ją zaprowadził do Mirogga. Po drodze podziwiała widoki, których nie mogła nigdzie więcej zobaczyć. Idąc dziwną i skomplikowaną ścieżką mijali mnóstwo odmian roślin, których nie było w żadnym innym zakątku na Ziemi.

Najbardziej zaskakiwały domy w wiosce, gdy Karolina napatrzyła się już na nie, to Vizo wskazał dom Mirogga. Dziewczyna podeszła i zapukała. Nadal była pełna podziwu, wioska wyglądała pięknie. Otworzyła jej młoda kobieta.
-Dzień dobry, przepraszam, czy jest Miroggo?
-Witam. Jest. -Odpowiedziała. Odwróciła się i wrzasnęła. - Miroggo ktoś do Ciebie. - Po chwili w drzwiach stał już chłopak.
-Cześć, nie sądziłem że tak szybko tu będziesz. Ale dobrze się składa.- Przywitał ją.
-Ej, dlaczego mi nie powiedziałeś, że Vizo może się teleportować? - Dziewczyna zamiast powitania na niego naskoczyła. - Byłabym tu już wczoraj, gdyby nie to
-Sam o tym nie wiedziałem. Myślałem, że stwory które tworzę przez moje umiejętności Rex Elementarum nie mają takich umiejętności.
-Rada na przyszłość - poćwicz trochę.
-Ćwiczę, ale wróćmy do tematu.. Nasze cmentarzysko jest pomiędzy tamtymi dwiema górami. - Powiedział wskazując na najwyższe szczyty. - Vizo Cię zaprowadzi.
-Oj, no dobrze. - Uśmiechnęła się dziewczyna i spojrzała w kierunku, który pokazywał. - Daj znać ludziom żeby nie panikowali, bo teraz zmieni się trochę aura. W końcu przywołuję zmarłych.
-Już wiedzą o tym od kilku dni. - Odpowiedział, chciał jeszcze coś dodać, ale Karolina i Vizo już zniknęli.

  Karolina pierwszy raz widziała tak wyglądające miejsca pochówku. Ale cóż, dostała zadanie, obiecała, że zrobi wszystko co w jej mocy, więc tak musiało być. Podniosła więc ręce ku górze i wypowiadając jakieś zaklęcia przywołała do siebie duchy zmarłych. Na wyspie poszarzało, a mieszkańcy poczuli się jakby byli wpół martwi. Tak po naszej stronie stanęły liczne oddziały duchów pod czujną ręką Karoliny.

sobota, 18 stycznia 2014

Nade mną chmury wiszą

  Od czasu, gdy Miroggo zyskał władzę na wyspie minęło już cztery miesiące. W tym czasie na wyspie nie wiele się zmieniło, nie licząc oczywiście faktu, że wziąłem ślub. Ale mniejsza o to.



  Dzisiejsza noc na wyspie była nadzwyczajnie cicha. Prawie wszyscy mieszkańcy wyspy już spali i jedynie ja i Miroggo siedzieliśmy i rozmawialiśmy o przyszłych rozkazach wodza.
-Ciemna ta dzisiejsza noc. - Zmieniłem trochę temat.
-Tak, masz rację, wyjątkowo dziś cicho i bezgwiezdnie.
-Dla mnie jest to przerażające, mam złe przeczucia. - Dodałem.
-Też coś czuję, ale musimy iść spać, jutro kolejny dzień rządzenia przede mną.
Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy do swoich rodzin, gdzie do 10:00 następnego dnia spaliśmy.
Obudziły nas dopiero wyjące syreny alarmowe strażników. Gdy udało nam się zebrać, okazało się, że nad wyspą krąży czarna chmura. Myśleliśmy, że to po prostu idzie burza, ale po kilku minutach, chmura zaczęła się przemieszczać, zatoczyła koło ponad ziemią i pikując ruszyła w dół, prosto na Mirogga, który miał szczęście i zdążył zakryć się swoim toporem, rzucając zaklęcie. W tej chwili z chmury, a raczej z dymu... tak to zdecydowanie był dym, wynurzyła się twarz. Od razu ją rozpoznałem, to był Crucer, czarnoksiężnik, który za czasów wielkiej wojny zdradził nasz plemię, to przez niego już raz straciłem życie.
Wiedziałem do czego jest zdolny, dla swojego celu jest gotów całe lata krążyć nad wyspą, by w odpowiednim momencie zaatakować. Teraz wybrał sobie akurat czas zaraz po zmianie wodza wiedział, że wyspa będzie od nowa musiała przystosować się do poleceń i rozkazów, co wprowadzi zamieszanie. Tak to był dla niego najlepszy moment.

 Wiedzieliśmy, że to nie był ostatni atak, więc Miroggo zadecydował zmobilizować wszystkich do obrony wyspy, a nasze żony będące w stanie błogosławionym kazał ściśle pilnować w podziemiach. Dzieci mające powyżej siedmiu lat oddał mi do nauki sztuk walki i magii, a sam stworzył armie czterech żywiołów, którą sam miał zarządzać. Tak wyglądały nasze przygotowania do wojny, która już wisiała nad wyspą.

 Wódz wiedząc, że sami nie damy rady, mimo że po swojej stronie mamy dwa wielkie smoki i całą armię czterech żywiołów, udał się z prośbą o pomoc do swojej ludzkiej przyjaciółki.
______________________________________________________________________
Brak weny... W następnej notce będzie rozmowa i więcej akcji...

piątek, 10 stycznia 2014

Nowy wódz.

   Miroggo skupił się teraz na trenowaniu, bo wiedział, że jeśli po takiej przerwie nie wróci to ćwiczeń jego umiejętności i moce będą słabnąć. Więc gdy tylko wzeszło słońce, stanął ze swoim nauczycielem twarzą w twarz i zaczęli walkę. Chłopak, mimo że był pilnym uczniem nie dawał jeszcze rady swojemu nauczycielowi. Kilka razy udało mu się go pokonać ale było to celowe podłożenie się, bo nauczyciel wiedział że w ten sposób zmotywuje go do nauki. Mawiał wtedy: "Jeśli będziesz się uczył, kiedyś pokonasz mnie tak szybko, że ja już będę leżeć i dopiero wtedy zacznę się bronić" . Miroggo wiedział dobrze, że tak jest. Dlatego tak przykładał się do tych treningów. Ale mniejsza o to wróćmy do tego o czym mam opowiedzieć.

  Wieczorem, gdy zrobiło się już ciemno wszyscy mieszkańcy wyspy spotkali się, jak zwykle w kręgu. Na największych siedliskach siedzieli już rodzice Elizabeth i tylko jej miejsce pozostało puste, bo wolała usiąść z Miroggiem. Gdy wszyscy byli już na miejscu, przed nimi pojawiły się stoły pełne dziczyzny, a w tle zaczęła grać muzyka. Po kilku godzinach zabawy nadszedł czas na oficjalną część.

  Wódz wskazał ręką na parę stojącą w najciemniejszym kącie.
-Podejdźcie do mnie.-Nakazał.
Jak powiedział tak zrobili. Miroggo poczuł w jego głosie coś jakby oddające szczęście, a nawet podniecenie.
-Znacie zwyczaje naszej wyspy. A my mamy dla was niespodziankę.- Powiedział, po czym machnął ręką. Cały krąg okrył się wysoką kolumną zakończoną oknem w kształcie koła, przez które wpadały promienie światła księżyca.
-Czy to... to o czym myślimy. - Powiedzieli niemal że w tej samej chwili.
-Tak to kopuła ślubna. Drogie dzieci od dziś będziecie razem na zawsze.
Po krótkiej ceremonii  ślubnej, na którą niestety nie mogłem wejść, bo jako strażnik z umiejętnościami identycznymi Miroggowii jego nauczyciel, musiałem stać na zewnątrz kopuły, nastąpiło to o czym wiedziałem. Ale nie spodziewałem się, że nastąpi to tak wcześnie. Kopuła nie była już potrzebna, więc wódz ją usunął,
Teraz koło fotela Elizabeth pojawił się fotel dla jej męża. Wódz powstał.
-Jak wiecie ja i moja żona jesteśmy już starzy. Potrzebujemy teraz spokoju. A wyspa zasługuje by rządził nią ktoś, kto jest mądry i potrafi przeciwstawić się wszelkim problemom i zagrożeniom. Więc zdecydowaliśmy się ustąpić władzy młodszemu pokoleniu.- Mówiąc te słowa popatrzył się na parę siedzącą obok.
Miroggo zaczął dziękować, ale oklaski i wiwaty tłumu zagłuszyły jego słowa.
 Od dziś więc wyspa ma nowego wodza a ja, jego nauczyciel, zostałem także jego doradcą.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Prawdziwa miłość

 Tej nocy Miroggo myślał o tym co miało nastąpić kolejnego dnia. Zamyślenie i strach nie pozwoliły mu zasnąć, więc rozłożył się na krześle które stało przy oknie. Jego wzrok zapatrzony był w granatową tarczę nieba, której nie oświetlało nic, prócz przelatujących raz na jakiś czas spadających gwiazd zostawiających za sobą błyszczący ogon, wyglądający jakby ułożony był z wielu szmaragdów i rubinów mieniących się na przemian. Miroggo tylko co jakiś czas patrzył na stworzony przez jego nauczyciela zegar wietrzny, przez co miał wrażenie, że noc ciągnie się już wieczność. Nawet gdy słońce wychodziło ponad horyzont niebo pozostało ciemne, a o poranku dawało znać jedynie ciche gwizdanie ptaków.

 Cieszenie się krajobrazem przerwała mu matka, która jak co rano zawołała go na śniadanie. Gdy Miroggo był już gotów, zbiegł na dół złapał w biegu grzankę z serem i pobiegł w kierunku Defensionem Virentem, miejsca gdzie mogły rosnąć potrzebne mu kwiaty. Droga nie była długa, a jedyne o czym chłopak musiał pamiętać, to nie wpaść w ruchome piaski. Po kilku minutach biegu był już na miejscu. Plac, na którym stał był otoczony przez wijące się jak żmije kobry, a w sam  jego środek obrośnięty był przez wiele kwiatów w różnych kolorach. Zapach, który młodzieniec od razu poczuł był jakby mieszaniną woni miodu, truskawek, malin  i jego ulubionego piwa kremowego, co wpłynęło na jego zmysły i ciągnęło go w stronę centrum kwiecistej polany. Chłopak miał szczęście, właśnie tam gdzie zaprowadził go jego nos, rosły potrzebne kwiaty. Miroggo nie chciał odrywać się od pięknego zapachu kuszącego jego nos, ale wiedział po co tu jest, więc zerwał roślinę i pobiegł w kierunku domu Elizabeth, gdzie teraz przebywała, odkąd jej rodzice zgodzili się przyjąć ją z powrotem. Gdy zapukał do drzwi otworzyła mu jej matka, a zarazem żona wodza ubrana w ceremonialny strój. - Prawdopodobnie będą udzielać komuś ślubu. - Pomyślał.
- Dzień dobry, jest Elizabeth? - Zapytał kłaniając się nisko.
- Cześć Miroggo. Eli siedzi u siebie w pokoju, zaraz ją zawołam. - Odpowiedziała mu donośnym głosem nie pasującym do kobiety.
- Dziękuję. To ja poczekam.
- Wejdź do środka. - Tymi słowami zaprosiła go do pomieszczenia.
 Chłopak wszedł do ich wielkiego domu i stanął na korytarzu, gdzie postanowił poczekać na dziewczynę. Nie czekał długo, bo już po kilku sekundach jego oczom ukazała się piękna blondynka.
- Masz to co trzeba? - Zapytała z ciekawością w głosie.
- Tak mam. A powiedziałaś już rodzicom? - Zapytał.
-Nie, powiemy im razem.- Złapała go za rękę i pociągnęła długim korytarzem w kierunku sali obiadowej. Na ścianach korytarza powieszone były obite w złote ramy portrety dawnych wodzów plemienia a na samym końcu widniał portret stworzyciela wyspy.
- Mamo, tato musimy wam coś powiedzieć. Postanowiłam, że zdejmiemy ze mnie tą piekielną moc.
- Ale... - Wtrąciła się jej matka, która nie zdążyła skończyć.
- Wiem co robię. Nie zrezygnuje z tego. - Skończyła stanowczo.
- No dobrze, ale my mamy przy tym być. - Odrzekł z przyzwoleniem jej ojciec.
Po czym wszyscy wyszli za dom, gdzie od razu można było zauważyć, że jego mieszkańcy muszą coś znaczyć. W ich rodzinnym ogrodzie rosło wiele niewystępujących gdzie indziej kwiatów, na jego tyle wyrastał rozległy labirynt, który chłopak chciałby zwiedzić, ale dziś nie było na to czasu.

  Miroggo chciał żeby zdjęcie z Elizabeth tego ciężaru wyglądało jak najbardziej uroczyście, więc jej rodziców postawił na bokach, dziewczynę na samym środku, a sam wyjął kwiat. Patrząc ukochanej w oczy, powolnym krokiem zmierzał w jej kierunku. Mimo że dookoła było naprawdę głośno, w głowie Mirogga słychać było tylko jedną myśl. - Żeby się udało.
W krótkim czasie stał już kilka centymetrów przed nią.
- Wystaw dłoń. - Poprosił ją.
Jak chciał tak zrobiła. Chłopak wytrząsnął z kwiatu pył na jej piękne dłonie. Spojrzał jeszcze raz w jej oczy, pocałował i odszedł.
- Teraz musisz to połknąć. - Wyjaśnił.
Dziewczyna z niepewnością spojrzała na niego. Młodzieniec potwierdził to kiwnięciem  głowy. Dziewczyna zamknęła oczy i przyłożyła dłoń do ust po czym jednym mocnym wdechem zassała do ust powietrze zmieszane z pyłem.

  Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Dopiero po chwili zobaczyli jak dziewczyna zaczyna lewitować, a koło niej tworzy się duża niebieska bańka, przez którą ledwo można było zobaczyć co się dzieje w środku. Nie wyraźna kula zawisła przez trochę w powietrzu, by po chwili opaść na ziemię
 i zniknąć. Miroggo nie wiedział czy to, co zobaczył dzieje się naprawdę. Osoba która stała przed nim nie była już tą samą Elizabeth, jej włosy z blond przybrały kolor brązowy, oczy miały teraz barwę morskich fal. Jej twarz także nabrała całkiem innego wyglądu. Chłopak cały czas jednak czuł, że dziewczyna którą widzi jest tą jedyną, jego ideałem. Niepewnym krokiem zbliżył się do niej, a gdy złapał ją za ręce i poczuł jej dłonie, miał już pewność że to ta sama osoba, którą jeszcze kilka minut wcześniej całował. Zbliżył usta do jej ucha. - Kocham Cię. - Wyszeptał.
Dziewczyna spojrzała z uśmiechem w jego oczy zrobiła to samo co on przed chwilą i szepnęła. - Ja Ciebie też głuptasie. Chłopak wiedząc, że to co jest między nimi jest prawdziwe, przytulił i pocałował ją. Po czym razem odeszli porozmawiać z rodzicami.

Tego samego dnia, wieczorem, Miroggo razem z Elizabeth siedzieli w jej pokoju, a ona wytłumaczyła mu czemu tak się zmieniła. - Taką jaką teraz jestem, widziałam siebie przed zdjęciem mocy. Teraz, gdy nie działa już czar i ty możesz mnie taką zobaczyć. To co widziałeś wcześniej było tylko powłoką czaru. - W tym momencie do pokoju weszła jej matka.
- Chciałam wam to powiedzieć wcześniej, ale nie pozwoliliście, muszę wam to powiedzieć. Moc Elizabeth działała tylko na śmiertelników na ciebie Miroggo nie miała żadnego wpływu, jedynie jej wygląd był dla Ciebie inny. - Powiedziała kobieta po czym wróciła do swojego pokoju.
Na zakochanych nie zrobiło to większego wrażenia, chwilę jeszcze posiedzieli po czym przytuleni zasnęli na podłodze pokoju dziewczyny.

Podróż -Ciąg dalszy.

 Miroggo obudził się rano i pełny energii postanowił lecieć w dalszą podróż. Zapakował więc swoje rzeczy i mimo że Karolina spała, opuścił jej dom i na polanie niedaleko od jej domu, dosiadł swojego smoka i ruszył w drogę. Wiedział, że ma przed sobą jeszcze wiele godzin podróży. Na szczęście, wziął ze sobą trochę wody i nie musiał robić sobie przerw. Leciał już ponad chmurami i nie widział co jest pod nim. Jego smok jednak potrafił namierzyć cel i wylądował między szczytami. Bestia zmniejszyła się, a chłopak schował ją do kieszeni. Na jego nieszczęście nie był tam sam. Byli tam też Venator Animarum, którzy najwyraźniej upatrzyli w nim nową ofiarę.Z każdą chwilą było ich więcej, na szczęście Miroggo miał ze sobą swoje topory, rzucił nimi w stronę wroga, i w tym momencie czterech z nich padło na ziemię bez głów. Reszta uciekła, lecz jak to mówią przed burzą zawsze jest cisza, z korytarzy w ziemi wyleciał rój napastników, każdy z mieczem, chłopak niewiele myśląc przywołał do siebie żywioły ognia oraz powietrza i wysłał je do walki z napastnikami. Nad głową tamtych, od razu wybuchły płomienie, a wiatr uformował z nich coś, na kształt trąby powietrznej. Tym razem pozbył się ich na dobre. Mógł teraz szukać Serriego. By go znaleźć szedł wzdłuż gór raz na jakiś czas zatrzymując by podziwiać krajobraz, jakiego nie było na wyspie. W ciągu kilku minut zdążył sprawdzić prawie każdą ze znajdujących się w pobliżu jaskiń. Niestety, jak do tej pory, nikogo nie znalazł, czul się źle, miał już zrezygnować ale zza skały wyleciał niski garbaty ubrany w podarte skóry  mężczyzna.
-Stój. -Krzyknął Miroggo, jednocześnie nakazując ręką. Postać, która do tej pory biegła jak szalona zatrzymała się z czubkiem nosa na dłoni chłopaka
-Kim ty jesteś? -Zapytała się, wpatrując się w jego oczy.
-Jestem Miroggo, poszukuje Serriego, wiesz może gdzie mogę go znaleźć?
-Ja jestem Serri, największy z czterech synów Tatrusa. Mistrz eliksirów, pan czarnej magii. Czego chcesz ode mnie?
-Nie spodziewałem się, że będziesz tak wyglądał. - Powiedział z pogardą chłopak. - A przybyłem tu by prosić cię o radę.
-Mów czego potrzebujesz..
-To długa historia. Dziewczyna, którą niedawno poznałem ma moc rozkochania w sobie każdego chłopaka, który na nią spojrzy, zakochałem się w niej i ona mówi że mnie kocha, chce zabrać jej tę moc by wiedzieć czy jest tak naprawdę. Szaman z mojej wioski powiedział, że tylko ty to potrafisz.
-To bardzo trudne zadanie, potrzebne właściwości ma tylko jeden gatunek kwiatów na naszej planecie. Niestety rośnie on jedynie na najbardziej niebezpiecznym dla człowieka lądzie jaki istnieje. Na Insula a'ris, wyspie na którą nikt nie ma odwagi się udać.Czy ty zaryzykujesz? - Zapytał
-Tak się składa ze tam się urodziłem i tam mieszkam, wyspa nie ma przede mną tajemnic. Czy możesz powiedzieć mi jak te kwiaty wyglądają? - Zapytał zdenerwowany chłopak.   
-Oczywiście, jest to kwiat który wygląda jak cztery poskręcane wstążki, w kolorach tęczy. A jeśli chodzi o to, w jaki sposób go użyć wystarczy że połknie ona odrobinę pyłu.    
-Dziękuję ci, niestety muszę już wracać, czekają na mnie. Do widzenia -Miroggo pożegnał się po czym wsiadł na smoka i odleciał w stronę Bałtyku. Tym razem lecieli  naprawdę szybko, już po godzinie byli nad domem Karoliny. Chłopakowi spieszyło się jednak do domu, więc napisał jej list.:  
Droga Karolino.
Jeszcze raz dziękuje Ci z ugoszczenie mnie. Tym razem nie będę zawracał Ci głowy.
Gdybyś kiedyś mnie potrzebowała wystarczy, że powiesz moje imię,
a wiatr na pewno mi o tym powie. 
                                                Miroggo.
Złożoną kartkę rzucił w dół i za pomocą wiatru skierował ja do rąk Karoliny. I poleciał wprost na wyspę, na którą dotarł po zaledwie trzech godzinach lotu. Niestety było już ciemno, więc po cichu zakradł się do domu, gdzie szybko naszykował się do snu. Ciekawy jutrzejszego dnia poszedł spać.