sobota, 18 stycznia 2014

Nade mną chmury wiszą

  Od czasu, gdy Miroggo zyskał władzę na wyspie minęło już cztery miesiące. W tym czasie na wyspie nie wiele się zmieniło, nie licząc oczywiście faktu, że wziąłem ślub. Ale mniejsza o to.



  Dzisiejsza noc na wyspie była nadzwyczajnie cicha. Prawie wszyscy mieszkańcy wyspy już spali i jedynie ja i Miroggo siedzieliśmy i rozmawialiśmy o przyszłych rozkazach wodza.
-Ciemna ta dzisiejsza noc. - Zmieniłem trochę temat.
-Tak, masz rację, wyjątkowo dziś cicho i bezgwiezdnie.
-Dla mnie jest to przerażające, mam złe przeczucia. - Dodałem.
-Też coś czuję, ale musimy iść spać, jutro kolejny dzień rządzenia przede mną.
Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy do swoich rodzin, gdzie do 10:00 następnego dnia spaliśmy.
Obudziły nas dopiero wyjące syreny alarmowe strażników. Gdy udało nam się zebrać, okazało się, że nad wyspą krąży czarna chmura. Myśleliśmy, że to po prostu idzie burza, ale po kilku minutach, chmura zaczęła się przemieszczać, zatoczyła koło ponad ziemią i pikując ruszyła w dół, prosto na Mirogga, który miał szczęście i zdążył zakryć się swoim toporem, rzucając zaklęcie. W tej chwili z chmury, a raczej z dymu... tak to zdecydowanie był dym, wynurzyła się twarz. Od razu ją rozpoznałem, to był Crucer, czarnoksiężnik, który za czasów wielkiej wojny zdradził nasz plemię, to przez niego już raz straciłem życie.
Wiedziałem do czego jest zdolny, dla swojego celu jest gotów całe lata krążyć nad wyspą, by w odpowiednim momencie zaatakować. Teraz wybrał sobie akurat czas zaraz po zmianie wodza wiedział, że wyspa będzie od nowa musiała przystosować się do poleceń i rozkazów, co wprowadzi zamieszanie. Tak to był dla niego najlepszy moment.

 Wiedzieliśmy, że to nie był ostatni atak, więc Miroggo zadecydował zmobilizować wszystkich do obrony wyspy, a nasze żony będące w stanie błogosławionym kazał ściśle pilnować w podziemiach. Dzieci mające powyżej siedmiu lat oddał mi do nauki sztuk walki i magii, a sam stworzył armie czterech żywiołów, którą sam miał zarządzać. Tak wyglądały nasze przygotowania do wojny, która już wisiała nad wyspą.

 Wódz wiedząc, że sami nie damy rady, mimo że po swojej stronie mamy dwa wielkie smoki i całą armię czterech żywiołów, udał się z prośbą o pomoc do swojej ludzkiej przyjaciółki.
______________________________________________________________________
Brak weny... W następnej notce będzie rozmowa i więcej akcji...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz